Jędraszewski, abp, chyba wie co mówi?

 Niestrudzony redaktor Terlikowski, który sam siebie uważa za obrońcę Kościoła, zamieścił na FB tekst niewyobrażalny, w którym zarzucił abp Jędraszewskiemu rzekome „oderwanie od rzeczywistości”

 
Arcybiskup Marek Jędraszewski był łaskaw odnieść się - w wywiadzie dla tygodnika "Sieci" do mojej krytyki jego słów o tym, że młodzież zatęskni i powróci do Kościoła. Ja twierdzę, że młodzi, którzy do Kościoła nie chodzą raczej nie zatęsknią, bo nie da się zatęsknić za tym, czego się nie doświadczyło. A na to arcybiskup odpowiada. „A skąd on to wie? I co on sam robi, żeby młodym ludziom pomóc odzyskać prawość w patrzeniu na siebie samych, na kolegów i koleżanki, na swoją przyszłość? To, że młodzi chcą spędzać razem wakacyjny czas na rekolekcjach, świadczy o tym, że jednak pragnienie bycia w Kościele jest pośród nich ciągle bardzo żywe” - oznajmił arcybiskup.
I nawet do końca nie wiem, jak się do tych słów odnieść. Poziom oderwania od rzeczywistości jest tak wysoki, że nie wiadomo od czego zacząć.”
 
Czym Arcybiskup doprowadził red. Terlikowskiego do takiej desperacji, że ośmiela się go krytykować?
Przecież dla katolika, krytykowanie biskupa jest absolutnie zabronione! Jest o tym mowa w Katechizmie.
 
KKK 938 Biskupi, ustanowieni przez Ducha Świętego, są następcami Apostołów; każdy z nich jest "widzialnym źródłem i fundamentem jedności w swoim Kościele partykularnym"
 
Abp Jędraszewski:
 
„Jest sporo prawdy w stwierdzeniu, że Kościół w Polsce jest ostatnim na naszym starym kontynencie, gdzie ciągle trwa zmaganie. Myśmy jeszcze białej flagi nie wywiesili, nie poddali się, nie uznaliśmy, że trzeba słuchać świata. I jej nie wywiesimy, nie poddamy się (..)
Głębokie podziały, jakie są dzisiaj w Polsce, wyraźnie wskazują na to, że  bardzo wielu naszym rodakom brakuje podstawowej refleksji odnośnie do podejmowanych przez siebie wyborów. Ponadto jest niemała część ludzi, którzy służą obcym, zewnętrznym wobec naszej Ojczyzny siłom. Potęga współczesnej, cynicznej Targowicy jest niekiedy prawdziwie porażająca. (…) Dzisiaj widziałbym te światła dla Polski bardziej w sensie zbiorowym, jak chociażby w tej ogromnej rzeszy ludzi modlących się codziennie na różańcu za Kościół, w tym za księży. W tym właśnie widzę siłę nadziei, która pozwoli nam przetrwać trudny czas, w jakim się obecnie znaleźliśmy. I nie tylko przetrwać – ale wyjść z tej próby jako Kościół wewnętrznie wzmocniony. Ja w to głęboko wierzę.”
 
Domniemanie, jakoby abp Jędraszewski nie wiedział co mówi jest zupełnie pozbawione podstaw. Nie można mieć najmniejszych wątpliwości, że biskup jako pasterz, zna swoje owce doskonale.
 
Ogólnie wiadomo, że Polacy są wyjątkowi. Wiliam Faulkner (1887-1962) wybitny amerykański pisarz, laureat literackiej nagrody Nobla, pisał z wielkim szacunkiem i podziwem o Polakach, którym honor i wrodzona uczciwość nie pozwala podejrzewać, iż mogą być oszukiwani.
 
 
„Callaghan mówił mi, że macie tu także Chińczykówi Włochów - powiedział Wilbourne.
Tak - odparł Buckner. - Byli. Chińczycy uciekli w październiku. Któregoś ranka obudziłem się i zobaczyłem,że prysnęli. Ani jeden nie został. Myślę, że zeszli na dół piechotą. W tych swoich długich chałatach i słomianych sandałach. Prawda, że w październiku nie ma tu dużo śniegu, w każdym razie póki się nie zejdzie w dolinę. Zwąchali coś. A makaroniarze...
Co zwąchali?
Od września nie zapłacono tu nikomu ani grosza.
Aha - powiedział Wilbourne. - Teraz rozumiem, musieli to wywąchać, Murzyni też to zawsze wywąchają.
Nie wiem. Nigdy tu nie miałem czarnych. Makaroniarzy - tak. O, z nimi było więcej kłopotu. Zrobili regularny strajk. Rzucili kilofy i łopaty, i wyszli z kopalni. Wysłali do mnie - jak się to mówi - delegację. Dużo gadania, wrzasków, wymachiwania rękami. Kobiety stały na śniegu z dziećmi na rękach, podnosiły je wysoko, żebym dobrze widział. Więc otworzyłem magazyn i dałem wszystkim, mężczyznom, kobietom idzieciom, po jednej wełnianej koszuli (trzeba było widzieć te dzieciaki - niektóre ledwie umiały chodzić w męskich koszulach! Nosiły je na wierzchu, jak płaszcz) i po puszce z fasolą, i odesłałem pociągiem. I tak jeszcze wrzeszczeli i wymachiwali pięściami -słyszałem ich dobrą chwilę po odjeździe pociągu. Hogben (ten, co prowadzi pociąg, opłaca go towarzystwo kolejowe) hamuje, kiedy jedzie w dół, tak że robi nie­wiele hałasu, w każdym razie mniej niż oni. Ale Pola­cy zostali.
Dlaczego? Nie wiedzieli?...
Że cały interes się rozwalił? Nie. Oni nic nie rozumieją. Naturalnie słyszeli o tym od makaroniarzy: umieli się z nimi dogadać, był jeden taki, co tłumaczył. Ale to dziwni ludzie: nie rozumieją, że można być nieuczciwym. Jestem pewien, że kiedy makaroniarze próbowali im wytłumaczyć, to nic nie skapowali. Nie mieściło im się w głowie, żeby ktoś mógł kazać ludziom pracować i nie miał zamiaru zapłacić. Toteż teraz wyobrażają sobie, że robią godziny nadliczbowe.Odwalają całą robotę. To nie są rębacze ani wozacy, tylko strzałowi. Coś w nich jest takiego, że kochają dynamit. Może to huk im się podoba. Ale teraz robią wszystko. Próbowali zapędzić do roboty nawet swoje żony. Zobaczyłem to kiedyś i zabroniłem. Dlatego śpią tak mało. Myślą, że jak przyjdzie forsa, to dostaną wszystko od razu. Prawdopodobnie wyobrażają sobie teraz, że pan ją przywiózł i że w sobotę wieczorem dostaną tysiące dolarów. Oni są jak małe dzieci, wierzą we wszystko. Dlatego też jak się przekonają, że ktoś ich nabrał, zabiją go. Och, nie nożem w plecy, w ogóle nie nożem: podejdą do człowieka, wetkną mu dynamit do kieszeni i będą trzymać faceta jedną ręką, a drugą przytkną zapałkę do lontu.”
(W. Faulkner, „Dzikie palmy” 1937, tłum. Kalina Wojciechowska)